Opis obrony Jaksic opracowany przez p. por. Stanisława Padło ps. “Niebora” dowódcy IV Batalionu 120 Pułku Piechoty 106 Dywizji Armii Krajowej – przekazuje:

Por. Alfred Sambor ps. “Sokół” IV Batalionu K. B.

Prezes Koła A K Koszyce

 

 

Na zdobytym pod Jaksicami “Mecredesem”. Na pierwszym planie na

samochodzie siedzą “Szreniawa” i “Bej”

            Fot. M. Figlarowicz

 

 

Stanisław Padło (ps. Niebora)

Z dziejów “Rzeczypospolitej Kazimiersko – Proszowickiej”.

 

Obrona Jaksic

W wyniku zwycięskich walk partyzanckich, stoczonych w czerwcu i lipcu 1944 r. na terenie dzisiejszych powiatów Miechów, Olkusz, Pińczów, Proszowice i Kazimierza Wielka – powstała na znacznej części tych ziem wolna od okupanta “Rzeczpospolita Kazimiersko – Proszowicka”.

Ta “Rzeczpospolita Partyzancka”, na terenie której od kilku tygodni działały tylko polskie władze wojskowe i cywilne, rozsiadła się na ważnych liniach komunikacyjnych prowadzącej do polskiej strefy frontowej, paraliżując wszelki ruch wojsk i środków zaopatrzenia jednostek walczących nieprzyjaciela.

Nic więc dziwnego, że Niemcy po otrząśnięciu się ze strachu i paniki postanowili zlikwidować jak najprędzej wolna “Rzeczpospolitą”.

5 sierpnia 1944 roku o świcie uderza na Skalbmierz silna grupa niszczycielska, złożona przeważnie z policji, żandarmerii i nacjonalistycznych formacji ukraińskich. Tak rozpoczął się bój o Skalbmierz (opisany w 39 numerze “WTK”). W dwie godziny później inne oddziały niemieckie, tym razem złożone z Wehrmachtu, napierają z przeciwnego kierunku, południowo-zachodniego na pozycje obronne naszej jednostki ugrupowanej w pobliżu miejscowości Jaksice i w ten sposób rozpoczyna się nowy bój, bój o Jaksice.

Obronę Jaksic prowadzą jednostki 120 pułku piechoty 106 dywizji AK pod dowództwem jednego z najbardziej bojowych oficerów dywizji, dowódcy IV batalionu pułku Stanisława Padły (“Niebora”).

Oddziały “Niebory” spełniły swoje zadanie. Niemcy nie zdołali połączyć swoich sił i ponieśli podwójną klęskę, zaś żywot “Rzeczpospolitej” został przedłużony jeszcze na jakiś czas.

Bój pod Jaksicami jest zbiorowym czynem bohaterskich polskich partyzantów, ludzi o gorących sercach, często jeszcze dzieciuchów, bez namysłu rzucających swe życie na szalę walki o wolność ojczyzny. Tym to żołnierzom niezłomnym, uczestnikom walki pod Jaksicami, składam dziś, po przeszło 18 latach, jakie upłynęły od ich czynu bojowego, jako ich dowódca dywizji, należny im z łamów tego poczytnego tygodnika serdeczne pozdrowienia.

Bolesław

Nieczuja - Ostrowski

            (“Bolko-Tysiąc”)

Oddział dysp. 2 kompanii nie w komplecie. Brak grupy LKM, piata i ekm

Lipiec 1944 r.           

             Fot. M. Figierowicz

            Opanowanie w lipcu 1944 r. środkowej i południowej części pow. pińczowskiego z ważniejszymi miejscowościami: Działoszyce, Skalbmierz, Kazimierza Wielka, Koszyce, Opatowiec i Kościelec, południowo – wschodniej części pow. miechowskiego (obecnie powiat proszowicki) z miejscowościami Brzesko Nowe i Proszowice przez oddziały AK i BCh oraz północnej części pow. pińczowskiego (rejon lasów chroberskich) z miejscowościami: Góry Pińczowskie, Chroberz, Złota i Wiślica przez krakowską brygadę AL., nie dawało Niemcom spokoju.

            Utracili oni bowiem arterie drogowe na kierunkach: Miechów- Działoszyce- Pińczów, Miechów- Działoszyce- Skalbmierz- Wiślica, Miechów- Proszowice- Kazimierza Wielka- Wiślica, Kraków- Brzesko Nowe- Koszyce- Opatowiec- Nowy Korczyn, łączące ich uprzednio z własnymi oddziałami walczącymi z Armią Radziecką na przyczółku mostowym Baranów.

            Niemcy nie orientowali się, kto i jakimi siłami zajął obszar powiatu pińczowskiego i części obszaru powiatu miechowskiego: czy oddziały radzieckie, czy oddziały polskiego ruchu oporu. Nie wszystkie oddziały niemieckie stacjonujące w rejonie Krakowa były poinformowane przez dowództwo własne o wytworzonej sytuacji na wymienionych obszarach, często dowodem było wylądowanie w dniu 27 lipca 1944 r. na błoniu w Koszycach niemieckiego samolotu typu Storch. Załoga samolotu natknęła się na placówkę 2 kompanii IV baonu 120 pp. Stoczyła z nią krótką walkę, w wyniku której został zabity kapitan niemiecki Hespe. Poległy oficer widocznie był wysoką figura partyjną, ponieważ miał na palcu pierścień z wygrawerowaną w języku niemieckim dedykacja: “Mojemu przyjacielowi – Himmler”.

            Nie znając sytuacji na terenach zajętych przez Armię Krajową, Bataliony Chłopskie i Armie Ludową, Niemcy rozpoczęli intensywne rozpoznanie lotnicze, a na niektórych odcinkach rozpoznanie naziemne.

            I tak w dniu 28.VII.1944 r. grupa niemiecka w sile 20 żołnierzy dotarła do wsi Witów i miasteczka Koszyce, porywając w Koszycach jednego robotnika (nazwiska nie pamiętam) i chłopa nazwiskiem Józef Kulisa ze wsi Witów, a następnie szybko się wycofała w kierunku w kierunku Krakowa. Zmaltretowani ludzie wrócili po trzech dniach do domów, niczego jednak Niemcom nie zdradzili. W tymże dniu niemiecki oddział rozpoznawczy usiłował się przeprawić przez lewy brzeg Wisły ze wsi Górka do wsi Sokołowice. Doszło do wymiany strzałów między Niemcami a placówką 2 kompanii leżącej na wale wiślanym.

            Grupa “Hanka” przeprawiła się przez prawy brzeg Wisły i przepędziła Niemców, zdobywając i 1 amfibie i parę sztuk broni.

            Aby uniemożliwić Niemcom infiltrację w głąb zajętego terenu i rozpoznanie naszych oddziałów, zamknąłem w dniu 28.VII.1944 r. drogę Koszyce- Kraków na północnym skraju wsi Jaksice plutonem dyspozycyjnym 2 kompanii w sile 27 żołnierzy pod dowództwem pchor. “Enrilla” (Bolesława Czarneckiego) i jego zastępcy, ppor. “Wilka” (Jerzego Mandeckiego). Dowódca 2 kompanii, ppor. Pętaczek (Stefan Grudzień) zajęty był w tym czasie organizacją i przygotowaniem swojego pododdziału do innych zadań.

 

“Enrill” i “Boruta” zajmują stanowiska

            Teren na północnym skraju wsi Jaksice nadawał się doskonale na zorganizowanie zasadzki ogniowej. Ostry zakręt szosy w kształcie pętli o długości 0,5 km, głęboka niecka terenowa, obramowana na północno-zachodniej stronie półkolistym grzbietem, wysokie, strome wzgórze po wschodniej stronie zagłębienia, dominujące nad szosą od wsi Dolany do przysiółka Macieczyna stworzyły warunki naturalne, uniemożliwiające nieprzyjacielowi rozwinięcie sił do walki i równocześnie stworzyły dogodne warunki ogniowe dla własnego oddziału. Gorsze za to były drogi wycofania własnego oddziału na wypadek przewagi nieprzyjaciela. Drogi wycofania w kierunku wsi Książnice Wielkie prowadziły w terenie pofałdowanym, ale otwartym, wycofanie w kierunku wsi Wroczków lub wsi Morsko było wykluczone z uwagi na konfigurację terenu korzystną dla nacierającego nieprzyjaciela, możliwość odcięcia oddziału od szosy i przyparciu go do Wisły.

            “Enrill” otrzymał następujące zadanie:

    1. Działać na ogólnych zasadach walki placówki oficerskiej:
    2. Niszczyć małe oddziały npla przez zasadzkę ogniową:
    3. Zatrzymywać ogniem większe oddziały nieprzyjaciela, rozpoznawać jego siłę, meldować o sytuacji d-cy batalionu, a następnie wycofać się do wsi Książnice Wielkie:
    4. Kontrolować ruch ludności na szosie, przepuszczając wszystkich zdążających do Koszyc, zatrzymując podejrzane i nieznane, zmierzające w kierunku Krakowa.

            Równocześnie poinformowałem podchorążego, że na przedpolu nie ma własnych oddziałów, ponieważ pluton dyspozycyjny 3 kompanii “Betehy” otrzymał rozkaz opuszczenia Brzeska Nowego i zajęcia stanowiska we wsi Kuchary Leśne.

           

Pluton posiadał następujące uzbrojenie: 1 polski CKM – Browning z napisem na pokrywie zamkowej “Dar dzieci Torunia”, zdobyty prze kompanie Bałtyckiego na nacjonalistach ukraińskich w Kazimierzy Wielkiej w dniu 27.VII.1944 r., 1 LKM niemiecki “Spandau 42”, 1 piat z pięcioma pociskami, 10 stenów, 2 radzieckie dziesięciostrzałowe, automatyczne karabinki ręczne, tzw. “samozariadki”, 10 kb niemieckich, kilka pistoletów angielskich Smithwesson i skrzynkę niemieckich granatów trzonkowych.

            Ugrupowanie oddziału z wyjątkiem umiejscowienia CKM, pozostawiłem inicjatywie d-cy plutonu. CKM kazałem ustawić na dominującym wzgórzu po wschodniej stronie szosy, o jakieś 600 m w prostej linii na wschód od ugrupowania reszty plutonu. Zdobycie gniazda przez natarcie piechoty było ryzykowne dla nieprzyjaciela, bo narażał się na ogień boczny plutonu własnego, a strome zbocze tez stanowiło poważną przeszkodę.

            Dla utrzymania należytej łączności z d-cą kompanii i d-cą batalionu przydzielono plutonowi telefonistę, st. Strzelca “Sokoła” (Stanisława Pawlickiego) z niemieckim aparatem polowym, który podłączył do istniejącej sieci telefonicznej i w ten sposób zapewnił natychmiastową łączność drutową z dowództwem.

            Połączenie telefoniczne utrzymywał pluton przez centralę na poczcie w Koszycach, obsługiwaną na zmianę przez podoficera łączności “Jastrzębia” (Stanisława Sawickiego), naczelnika poczty – Andrzeja Bajdę, pracownika poczty Aleksandra Koziowskiego i nauczyciela Stanisława Warchoła.

            Punkt opatrunkowy 2 kompanii znajdował się w Koszycach, w rynku, w domu pp. Kitow. Z uwagi na dużą aktywność lotnictwa niemieckiego i brak środków obrony przeciwlotniczej, nakazałem obronę bierną przez staranne maskowanie stanowisk i ograniczenie ruchu na przedpolu oraz na drodze do Koszyc.

            Środki żywnościowe w stanie surowym i tytoń przygotował dla oddziałów w Jaksicach i innych oddziałów stacjonujących w rejonie Koszyc, pchor. Kupiec, oficer gosp. Baonu. Strawę dla żołnierzy gotowały dziewczęta z Jaksic, z Koszyc, z Sokołowic – zrzeszone w organizacji kobiecej “Pomoc żołnierzowi”, lub tez niezorganizowane. Pluton dyspozycyjny 2 kompanii pełnił służbę na stanowiskach pod Jaksicami do 30.VII.1944 r.

            Niepokojące wieści z prawego brzegu Wisły o przybyciu do m. Szczurowa (7 km na wschód od przeprawy na Wiśle) silnego oddziału niemieckiego, który rozpoczął penetracje przeprawy na Wiśle w m. Górka, zmusiły mnie do przerzucenia oddziału dyspozycyjnego “Enrilla” z Jaksic do Sokołowic zadaniem obrony przeprawy na Wiśle. Przed przerzuceniem oddziału zwróciłem się do dowódcy pułku, kpt. “Sewera” (Romana Zawarczyńskiego) z prośbą o przydzielenie mi oddziału zdolnego do zastąpienia “Erill” pod Jaksicami. “Sewer” przysłał mi w dniu 1 sierpnia 1944 r. oddział dywersyjno-partyzancki pod dowództwem “Boruty” (Juliana Słupika) i jego zastępcy “Sieroty” (Stanisława Kozery).

            Należy przypomnieć, że wszystkie oddziały dywersyjno-partyzanckie “Dominika”, działające na terenie pow. pińczowskiego, podległe bezpośrednio “Młotowi” (Kazimierzowi Przybysławskiemu) a pośrednio “Ponarowi”, okresie czujności podlegały bezpośrednio “Sewerowi”, d-cy 120 pp. zgodnie z rozkazem “Tysiąca”, d-cy 106 DP AK.

            Stanu liczebnego oddziału “Boruty 22” dokładnie nie pamiętam, wiem tylko, że stanowił silna drużynę strzelecką uzbrojoną z jeden CKM “Maksim”, jeden RKM, jeden piat, w steny, w karabiny ręczne, pistolety ze zrzutu i granaty. Oddział ten został wzmocniony kilkoma żołnierzami Korpusu Bezpieczeństwa, których przydzielił komendant posterunku KB w Koszycach Dworach – Julian Ciupidra. W dniu 5 sierpnia 1944 r. w godzinach popołudniowych obsada Jaksic została dodatkowo wzmocniona przez oddział dyspozycyjny 3 kompanii pod dowództwem ppor. “Skiby” (dr Tadeusza Kowala).

            “Boruta 22” otrzymał ten sam rozkaz bojowy, co uprzednio “Enrill”, a dla utrzymania łączności ze mną zostawiłem mu st. strz. “Sokoła” z aparatem telefonicznym.

            Moje miejsce postoju znajdowało się w domku administratora folwarku Kasin, wzg. 255, 4 km na północ od Koszyc; było wyposażone w telefon polowy i oznaczone kryptonimem “4 C”.

            Łączność z obu oddziałami utrzymywałem:

           

            Do dnia 5 sierpnia na obu odcinkach panował względny spokój, zakłócany często przez niemieckie lotnictwo.

 

Niemcy palą Skalbmierz

            5 sierpnia około godziny 5 zadzwonił w moim miejscu postoju telefon polowy. W słuchawce usłyszałem głos d-cy 120 pp. kpt. “Sewera”:

            - Niemcy palą Skalbmierz i mordują bezbronną ludność. Rozkazuję zebrać wszystkie będące w pana dyspozycji siły i przerzucić je do Kazimierzy Wielkiej. Tu otrzyma pan szczegółowe rozkazy!

            Rozkaz podany w sposób poważny i stanowczy świadczył wyraźnie o groźnej sytuacji w Skalbmierzu. Po krótkiej naradzie z ppor. “Korzeniem” i pchor. “Markiem” wydałem telefonicznie następujący rozkaz:

                Wiedziałem, że najpóźniej otrzyma rozkaz oddział dyspozycyjny 3 kompanii ppor. Skiby.

Wprawdzie miałem zorganizowaną łączność drutową z d-ca kompanii “Beteha” (Bogdanem Thuguttem), ale tylko do Nogorzan, skąd trzeba było przesłać rozkaz gońcem do oddziału dyspozycyjnego. W każdym razie spodziewałem się zakończyć koncentracje oddziałów w Koszycach o godz. 8, o czym zameldowałem “Sewerowi”, informując go jednocześnie, że oddział dysp. 1 kompanii opatowieckiej pójdzie w rejon Skalbmierza łącznie z “Dominiką – Kasią”.

            Parę minut po szóstej otrzymałem telefonicznie meldunek z punktu oporu w Jaksicach, że z kierunku Krakowa zbliża się do Jaksic duża niemiecka kolumna samochodowa. Telefonicznie rozkazałem “Borucie”, aby pozostał na stanowiskach i przyjął walkę z Niemcami. Następnie oddział “Enrilla”, siedzący już w samochodzie ciężarowym i amfibii, gotowy do odjazdu w kierunku Skalbmierza, skierowałem natychmiast na pomoc “Borucie”. Z kolei poinformowałem “Sewera” o zaistniałej sytuacji w rejonie Koszyc i zmianie jego rozkazu, na co d-ca pułku wyraził zgodę. Pożegnawszy się z “Markiem” i :Korzeniem” odjechałem samochodem osobowym (zdobytym przez grupę “Marka” w dniu 26.VII.1944 r.) do Jaksic. Mijając wieś Wroczków słyszałem już gwałtowną strzelaninę i wybuchy granatów.

 

           

Klęska “Feldjagerkorps”

            Początek starcia z Niemcami, według relacji uczestników walki pod Jaksicami, przedstawiał się następująco:

            Od strony wsi Dolany zbliżała się do Jaksic niemiecka kolumna samochodowa złożona z kilku wozów ciężarowych z wojskiem, poprzedzana samochodem koloru ochronnego, w którym jechali oficerowie i dwoma motocyklami. Niemcy jechali pewnie, nieubezpieczeni, widocznie niczego groźnego nie spodziewali się na trasie jazdy, a przynajmniej we wsi Jaksice. Czołówka niemiecka dojechała do przeszkody zbudowanej z kilku chłopskich bron, rzuconych do góry gwoździami za zakrętem szosy i zatrzymała się. Natychmiast została zasypana gwałtownym ogniem oddziału “Boruty”, w wyniku czego zostały zdobyte: samochód osobowy, motocykle i jeden samochód ciężarowy. Niemcy z samochodu osobowego i motocykli, przeważnie ranni, dostali się do niewoli. Żołnierze niemieccy, jadący w samochodach ciężarowych, zeskoczyli z wozów i próbowali się rozwinąć w opłotkach, ale niedogodny teren nie pozwolił im uszykować się do walki, zaczęli więc wycofywać się pośpiesznie do środka wsi, gdzie były większe możliwości rozwinięcia swych sił.

Nadszedł pluton “Enrilla”. “Boruta” szybko zapoznał d-cę plutonu z sytuacją i rozkazał nacierać wzdłuż szosy w kierunku wsi Dolany. Zastępca “Boruty” – “Sierota” – próbował w tym czasie odciąć Niemcom odwrót na południowo-zachodnim skraju wsi Jaksice. Tu się okazało, że mamy do czynienia nie ze służbami, ale z frontowym żołnierzem niemieckim. Już w pierwszej fazie walki tylne człony nieprzyjaciela szybko zorganizowały prowizoryczną obronę w rejonie folwarku Jaksice. Wychylające się z opłotków grupki żołnierzy “Sieroty” zostały przywitane tak silnym ogniem karabinów maszynowych, że musiały zalec w terenie.

            Odcięcie Niemcom drogi odwrotu zostało w ten sposób udaremnione. Natarcie plutonu “Enrilla” początkowo rozwijało się pomyślnie i szybko, gdzieś do połowy wsi. Tu jednak Niemcy zatrzymali się i stawili plutonowi silny opór, zasypując go ogniem pistoletów i karabinów maszynowych. W rezultacie pluton, podobnie jak oddział “Sieroty”, zaległ w terenie. W tym gorącym momencie walki przyjechałem do Jaksic. Na pętli szosy spotkałem ppor. “Pętaczka”, pchor. “Rysia” i kpr. “Jastrzębia” (rekonwalescent z oddziału partyzanckiego “Skok”), którzy mnie poinformowali o sytuacji. “Boruta” w tym czasie znajdował się gdzieś po prawej stronie szosy.

            Zbiegłem z kolegami z pętli na dół i rowem dostałem się do plutonu “Enrilla”. Na środku szosy leżał “Czarny” i strzelał z LKM-u do Niemców ukrytych w ogródkach, w sadach za drzewami, w plantacjach tytoniu, za węgłami zabudowań gospodarskich. Obok w rowie leżał “Enrill” i głosem oraz znakami podciągał pluton na swoja wysokość. Krótka rozmowa z “Enrillem”. Nie można czekać aż Niemcy się zorganizują i przeciwuderzą. Natychmiast nacierać!

Cały pluton poderwał się z krzykiem “hurra!” i ruszył do szturmu. Niemcy nie wytrzymali nerwowo – poderwali się i zaczęli szybko wycofywać się w kierunku folwarku Jaksice na plecy swojej obrony. Była to doskonała okazja zadania im poważnych strat. Wystarczyło się zatrzymać na chwilę i ogniem zdziesiątkować wycofujących się Niemców, którzy nie zachowywali żadnej ostrożności. Cóż, kiedy już nikt nie słuchał rozkazów. Wszyscy biegli, w biegu strzelali i dalej biegli. Nawet “Czarny” zamiast leżeć i strzelać wzdłuż szosy, biegł także ze swoim “MG”. Szyk plutonu przekształcił się w jakiś niesamowity rój, sunący za Niemcami. Można tu było podziwiać brawurę i zaciętość siedemnasto- i osiemnastolatków i równocześnie stwierdzić niedostatki ich wyszkolenia bojowego.

            U zachodniego wylotu wsi pluton został zatrzymany ogniem broni maszynowej rejonu folwarku i zbocza po północnej stronie drogi. Kontynuowanie natarcia w otwartym terenie naraziłoby oba oddziały na poważne straty w ludziach.

            W tej sytuacji po krótkiej wymianie strzałów oddziały wróciły na pozycje wyjściowe.

W pętli jaksickiej zameldowałem : “Sewerowi” o odparciu oddziału niemieckiego, a następnie wróciłem do mojego miejsca postoju. W wyniku walki wzięliśmy do niewoli 2 rannych oficerów i 2 żołnierzy. Rannych odstawiono zaraz do Koszyc, gdzie lekarz koszycki, dr Jan Bolt, udzielił im pomocy, po czym jeńców przekazano Kmdt. Korpusu Bezpieczeństwa pow. pińczowskiego. Prócz wymienionych Niemcy ponieśli straty w rannych w liczbie kilkunastu, którychz dużym wysiłkiem zdołali ewakuować.

            Na nieprzyjacielu zdobyto: 2 samochody ciężarowe, 1 samochód osobowy marki “Mercedes”, 2 motocykle i 1 LKM – wzór 42, kilka skrzynek amunicji i granatów, kilkanaście hełmów, wiele map i dokumentów. Dokumenty i rozkazy wraz z raportem przekazałem “Sewerowi”, zostawiając sobie komplet map powiatu pińczowskiego i miechowskiego. Z przeczytanych rozkazów dowiedzieliśmy się, że z nami walczył oddział niemiecki “Feldjagerkorps”, świeżo przerzucony z frontu włoskiego spod Florencji do Krakowa, dowodzony przez mjr. Willi Wehrmaiera.

 

 

Wieczorne natarcie

Tego dnia, od rana do wieczora, niemieckie lotnictwo prowadziło rozpoznanie i walkę na zajętych przez nas terenach, ostrzeliwując z działek każdy podejrzany cel: kopy zbóż, zarośla, pojazdy na drogach itp. W godzinach południowych do Jaksic przybył oddział dyspozycyjny 3 kompanii pod dowództwem ppor. “Skiby”, wezwany dla wzmocnienia obrony Jaksic z uwagi na możliwość ponownego ataku niemieckiego. W związku z tym oddziały zgrupowały się następująco: okrakiem na szosie zajął stanowisko pluton “Enrilla”, pętlę szosy po zachodniej stronie obsadził oddział “Boruty”, prawe skrzydło zgrupowania umocnił oddział “Skiby”. Przegrupowano również stanowiska ogniowe ciężkiej broni maszynowej, przy czym nie ustrzeżono się zasadniczego błędu. Ściągnięto z wyniosłego wzgórza na pętlę szosy CKM, dając mu w ten sposób 300 m pola ostrzału. Stanowiska ogniowe zamaskowano, żołnierze ukryli się – jedni pod kopami zbóż, inni w domkach przysiółka Macieszyn.

“Boruta” przekazał dowództwo całości “Enrillowi”, sam zaś odjechał do Koszyc w sprawach służbowych.

Przed wieczorem 5 sierpnia 1944 r. Niemcy w sile dwóch kompanii, wzmocnionych dwoma wozami pancernymi i samolotem rozpoznawczym ponowili natarcie na wzgórze jaksickie. Tym razem zbliżali się ostrożnie, ubezpieczeni samochodami pancernymi. W odległości ok. 300 m od naszych stanowisk zatrzymały się wozy pancerne, na które otworzyła ogień nasza broń maszynowa. Piaty milczały, ponieważ samochody pancerne nie znalazły się w zasięgu ich ognia.

Pod osłoną broni pancernej niemiecka piechota rozwinęła się do natarcia i zaatakowania naprzód oddziały “Boruty” i “Skiby”, wyrzucając je z zajętych stanowisk w kierunku wsi Zagaje, następnie zaatakowała stanowiska plutonu “Enrilla”, zmuszając go do wycofania się w kierunku wsi Książnice Wielkie. W boju został zabity seria z kaemu celowniczy LKM, st. strz. “Czarny”, ranny został strzelec “Ścibor”, karabinowy “Wierzba” ze stenem w ręku w ręku walczył z Niemcami z odległości kilku kroków, a o zmroku wyniósł zabitego kolegę oraz LKM w bezpieczne miejsce. Rannego “Ścibora” zabrali ze sobą wycofujący się koledzy i oddali go pod opiekę dr Stanisławowi Marzymskiemu we wsi Morawiany, gdzie przebywał aż do całkowitego wyleczenia. Dla ratowania całości oddziału “Enrill” poświęcił sekcję LKM, nie znajdując innego rozwiązania. Zresztą innego rozwiązania nie było, biorąc pod uwagę drogę wycofania się do wsi Książnice Wielkie po odsłoniętym przeciwstoku. Łączność między walczącymi oddziałami a d-cą baonu została zerwana, meldunków nie otrzymywałem i w związku z tym nasuwały mi się jak najgorsze przypuszczenia. Przy pomocy na prędce zebranych ludzi Wojskowej Straży Ochrony Powstania (formacja złożona ze starszych roczników) i KB dotarłem o godz. 21 do Jaksic, gdzie stwierdziłem, że siły nieprzyjaciela odpłynęły w kierunku wsi Dolany i Śmiłowice, zostawiając jedynie na wzgórzach drobne ubezpieczenia, które również wkrótce się wycofały. Około północy nawiązałem łączność z oddziałami “Skiby” i “Enrilla”, po północy z częścią oddziału “Boruty”.

            Mieszkańcy wsi Książnice Wielkie przygotowali trumnę dla “Czarnego”. Bohaterskiego żołnierza pochowaliśmy z honorami wojskowymi na cmentarzu w Książnicach Wielkich, obok wcześniej poległych trzech żołnierzy AK: pchor. “Skowronka”, plutonowego “Lawiny” i kpr. “Bicza”. Pogrzeb odbył się 6 sierpnia przy licznym współudziale miejscowej ludności, ks. prob. Jana Widerka i ks. dr. Stanisława Nowaka.

            We współczesnych godzinach rannych 6 sierpnia skoncentrowałem oddziały dyspozycyjne 2 i 3 kompanii oraz “Boruty” na wzgórzu Kasin, które stanowiło podstawę wyjściową do natarcia w przypadku, gdyby Niemcy chcieli pacyfikować okoliczne wioski i miasteczko Koszyce. Niemcy jednak po zajęciu wsi Jaksice i Koszyc zrezygnowali z akcji represyjnej wobec ludności, co stwierdził patrol rozpoznawczy wysłany do Koszyc pod dowództwem pchor. “Marka”.

            “Sewerowi” zameldowałem, że droga Koszyce - Kazimierza Wielka nie jest broniona. W związku z tym przeniósł on swoje m. p. do wsi Broniszów. Po złożeniu meldunku wycofałem oddziały do wsi Bejsce, ubezpieczając je na południowym skraju wsi Dobiesławice oddziałem “Boruty”.

            Obrona Jaksic w dniu 5.VII.1944 r. miała duże znaczenie dla walczących w Skalbmierzu oddziałów partyzanckich. W torbie mjr Willi Wehrmaiera, d-cy oddziału “Feldjagerkorps”, znalazłem rozkaz do zajęcia miejscowości Budziejowice i prawego brzegu Nidy od Koniecmłotów (Wiślica) do Czarkowy. Droga do Budziejowic prowadzi przez Skalbmierz. Gdyby Niemcom udało się przerwać naszą obronę w dniu 5.8.44, to w ciągu 1,5 godziny mogliby się znaleźć w Skalbmierzu, a wtedy sytuacja Skalbmierza i walczących tam oddziałów byłaby bardzo krytyczna.

 

 

 

Janusz Ludwig Włoch ps. “Czarny”

            Warszawski partyzant - członek konspiracyjnej Armii Krajowej – kapral. Zdekonspirowany w Warszawie – przeniesiony na teren południowej Polski. Brał udział w walce o Jaksice. Zginął podczas walki 5 sierpnia 1944 r. w wieku 23 lat. Pochowany na cmentarzu w Książnicach Wielkich.

 

 

 

 

 

 

Materiał źródłowy:

WTK Tygodnik Katolicki z dnia 30.XII.1962 r.

Warszawa

Wrocław

Do przedruku przekazał por. Alfred Sambor ps. “Sokół”